Przeskocz do treści
06/03/2012 / czeresnia

Mężczyźni są jak świnki morskie

To działa tak: najpierw chrzanisz stereotypy, patrzysz na to, co cię kręci i wybierasz to jako swoją ścieżkę. Może masz pomysł na siebie, może wyobrażasz sobie siebie pełniącą Ważne Role i dokonującą Istotnych Rzeczy. Wtedy jeszcze nie masz płci, bo przecież jak myślisz o sobie, to wiesz, kim jesteś: to lubisz, tamto niekoniecznie, na myśl o tym bije ci szybciej serce, a samo wspomnienie o tamtym robi cię senną. No to do dzieła, masz w sobie ikry na tyle, że myślisz: skoro mnie to pasjonuje, to będę to robić!
Kiedy słyszysz pierwszy raz, że się do tego nie nadajesz, bo jesteś DZIEWCZYNĄ, nie do końca zdajesz sobie sprawę, co to oznacza, ale fakt, jesteś dziewczyną, więc myślisz: jak to, JA się do tego nie nadaję? Przecież nadaję się właśnie doskonale! Wtedy jeszcze nie wiesz, że jesteś wpychana w sytuację, z której nie ma dobrego wyjścia. Może ktoś ci powiedział: przekonaj mnie, że jest inaczej. Może ty sama czujesz się odpowiedzialna za to, żeby tego kogoś wyprowadzić z błędu, myślisz, że w twoich rękach jest obraz ciebie, jaki mają inni ludzie. A może robisz to zupełnie intuicyjnie, bez świadomego planu i motywacji. Wciąż jeszcze wierzysz we własne siły, więc zaczynasz Udowadniać.
Ale to oznacza, że grasz już w inną grę niż do tej pory: nie rozwijasz siebie, a próbujesz pokazać, że nie jesteś gorsza niż obraz ciebie, jaki w swojej głowie ma ktoś inny. To gra, w którą nie można wygrać, choć wtedy jeszcze tego nie wiesz. Gra polega na tym, że nie możesz popełnić żadnego błędu. A stawka jest wysoka, bo grasz nie tylko o to, żeby inna osoba uznała twoje zdolności. Zaczynasz grać także ze samą sobą, a więc nawet jedna porażka staje się zbyt kosztowna i nie można sobie na nią pozwolić.
Z chwilą, kiedy dochodzisz do tego wniosku, jesteś zgubiona. Uczenie się polega na ciągłym popełnianiu błędów, na próbowaniu różnych taktyk, na wypracowywaniu tych, które są skuteczne i odrzucaniu tych, które nie doprowadziły do zrealizowania celu. Ty błędu popełnić nie możesz, więc kiedy nie wiesz, nie odzywasz się – ale i nie jesteś poprawiona. Nie podejmujesz się zadania, jeśli nie masz pewności, jak je wykonać – ale i nikt nie pokaże ci lepszego czy już działającego rozwiązania. Podejmujesz wyzwanie dopiero wtedy, kiedy wiesz, jak je rozwiązać – a więc czujesz, że musisz mieć gotową strategię jeszcze przed deklaracją: wchodzę w to.
I mimo że jesteś dobra, że widzisz, że przecież twoi koledzy się mylą, brakuje im wiedzy, popełniają błędy, a nikt ich za to nie potępia, ty ciągle słyszysz to samo: że przecież się nie nadajesz. Bo urodziłaś się z cechą, która cię dyskwalifikuje. Czujesz się ciągle oceniana, ciągle Udowadniasz, a więc jesteś cały czas spięta, stale kontrolująca siebie. Zanim coś powiesz, sama decydujesz, czy ma to sens i jak by to odebrali słuchacze. A ponieważ samokontrola i poczucie ciągłej rywalizacji zabierają energię, którą w innym wypadku mogłabyś spożytkować na swobodne rozwijanie się, w pewnym momencie faktycznie zaczynasz się mylić.
Moment ten przychodzi wtedy, kiedy Udowadniałaś już tak długo i słyszałaś tezę, przeciw której walczysz, tak często, że sama zaczynasz się zastanawiać, że może coś w tym jednak jest. I wtedy milczysz nie dlatego, że nie możesz sobie pozwolić na błąd. Nie odzywasz się, bo zakładasz, że to, co pomyślałaś, to i tak na pewno źle. Wtedy masz już płeć: okazuje się, że myślisz o sobie na pierwszym miejscu w kategoriach „bycia dziewczyną”, a nie zainteresowań czy osobowości. Ale jest to płeć, w którą ktoś cię wepchnął i która nie ma wiele wspólnego z tym, jak siebie postrzegałaś jeszcze nie tak dawno.
Czasami, kiedy przypominasz sobie dawną siebie, zastanawiasz się, kiedy popełniłaś pierwszy błąd.

8 Komentarzy

Dodaj komentarz
  1. szprota / Mar 6 2012 20:40

    dzięki za notkę

  2. anuszka / Mar 6 2012 23:49

    Tutaj była kiedyś dyskusja na bardzo podobny temat: http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=156

    Przekleję skróty tego, co napisałam tam:
    Mężczyzna jest od dziecka uczony nie tylko pędu do zwyciężania ale także ponoszenia porażek. Oberwę? Trudno. Dziewczyna nie chce ze mną chodzić? Niemiło, ale trudno! Spróbuję znowu albo spróbuję z inną.

    Kobiety – przeciwnie – są uczone, żeby ani nie wygrywać, ani nie ponosić porażek. Porażka boli, a kobieta nie umie radzić sobie z tym bólem. Porażka to koniec świata. Zaproponowałam coś facetowi, który mi się podoba, a on nie chce? Obciach i kompromitacja! Nie przeżyję! Powiem coś głupiego na zajęciach? Wyszłam na idiotkę, lepiej nie będę się wcale odzywać. Kobiety panicznie boją się przegrywać. A skoro nie umieją przegrywać, to i nie umieją dążyć do wygranej.

    A więc kto bardziej cierpi w szkole? Chłopcy, którzy dostają po łapach za bycie niegrzecznym i guzik sobie z tego robią? Czy dziewczynki, które co prawda są grzeczne – ale to dlatego, że karę za niegrzeczność odczuwają jako rzecz ostateczną i nieomal życiową klęskę?

    Uczę studentów. Nauk ścisłych. Statystycznie, student na ćwiczeniach – gdy czegoś nie wie lub gdy nie jest do końca pewien – znacznie mniej boi się wygłupić. Studenci chętnie i bez obciachu ściemniają a nawet bredzą – bo a nuż się uda. Studentki zaś, statystycznie, boją się odzywać nawet gdy umieją. Boją się choć odrobinkę pomylić, bo się zbłaźnią. Stąd chyba bierze się tendencja dziewczyn do zakuwania na blachę a nawet na pamięć. Stąd też bierze się tendencja chłopaków do „zawodowych” rozmów, pełnych przechwałek i popisów, ile to kto wie np. o komputerach. Byłam świadkiem takich niezliczonych konwersacji między studentami – głównie chodziło tam o pościemnianie, jaki to ze mnie mega spec.

    Mam mnóstwo obserwacji i przemyśleń na temat zależności „myślenia matematycznego” od emocji. Jak wiadomo, uważa się, że mężczyźni mają większe predyspozycje do ścisłego rozumowania. Uważa się dalej, że to wynika z czystej neurologii. Gdybym mogła, to przeprowadziłabym badania, żeby udowodnić, że to nie całkiem tak.

    Moja teza jest taka: W bardzo wielu przypadkach niższe możliwości myślenia matematycznego u kobiet nie są spowodowane niezdolnością do takiego myślenia, lecz hamowaniem takiego myślenia przez emocje. To naprawdę niezwykłe, jak emocje potrafią wpływać na zdolność do logicznego rozumowania. Zwykle ludzie sądzą, że jak ktoś rozwiązuje zadanie z matmy, to używa tylko zimnego rozumu. Nic podobnego. Przy rozwiązywaniu problemu matematycznego – paradoksalnie – często pojawiają się silne emocje. Na przykład pod tytułem „Ratunku! Nie rozumiem tego! Nic z tego nie będzie”.

    I teraz – kobiety mają jakąś taką tendencję, że te emocje wyłączają im rozum, powodują niewiarę we własne możliwości. Mężczyźni albo mniej takowych odczuwają, albo potrafią sobie z nimi poradzić.

    Na pewno nabyty jest negatywny sposób radzenia sobie z napięciem emocjonalnym – ucieczka. I na przykład w przypadku rozwiązywania zadań matematycznych kobieta łatwo poddaje się i przestaje myśleć.

    Ta notka dostarcza odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje: To nie jest jakaś wrodzona kobieca emocjonalność! To się bierze stąd, że kobieta czuje się pod presją udowadniania. Oprócz pracy nad samym problemem, bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za własny wizerunek. Zwykle nieświadomie – często to już nie jest strach na temat czyichś realnych opinii tu i teraz. Raczej jakieś wydarzenia z dzieciństwa, opinie dorosłych, może też kolegów, wbudowują się człowiekowi w superego. Tak że kobieta tak naprawdę drży o swój wizerunek sama przed sobą.

  3. lady_pasztet / Mar 7 2012 11:48

    Ważna notka dla mnie, bardzo. Od dzieciństwa nie szło mi z matematyką i do dziś odczuwam z tego powodu kompleksy, generalnie czuję się jak tłuk. Co ciekawe, raz udało mi się zakwalifikować na konkurs matematyczny i nawet dostać z algebry 6, ale, ale… moje szczęście nie trwało długo. Matematyczny fun został zabity coraz większymi wymaganiami, coraz trudniejszymi zadaniami i…coraz większym strachem, że się pomylę i że ktoś uzna mnie za idiotkę. Matmy uczył mnie ojciec, zdolny facet skądinąd, ale fatalny pedagog, który każdą próbę wytłumaczenia mi czegoś kończył krzykiem: „Jak można tego nie rozumieć? Przecież to logiczne!!!” – okrzyk ten zamykał mnie na matematykę coraz bardziej, coraz bardziej czułam się nielogiczna i coraz rzadziej kombinowałam. Do dziś, kiedy tata o czymś opowiada, a zajmuje się on np. mikrofalami to długo i wytrwale patrzy się na mnie, po czym stwierdza: „Ach… ty i tak nic nie rozumiesz, po co ja się wysilam…” No i dalej jestem jak ten tłuk, tłuk płciowy, nielogiczny.

  4. fronesis / Mar 8 2012 20:08

    Lurker mode off? A notka zacna.

  5. Boni / Mar 9 2012 07:26

    Bardzo bardzo dobra notka, powinna być jakaś wersja skrócona, przerobiona na parę memów, i ktoś powinien kupić porządną kampanię edukacyjną na kwejku i demotach, żeby do facetów, szczególnie młodszych to dotarło, i do niektórych dziewczyn też. Bo to głupia genderowa gra jest właśnie taka, i nawet ci którzy starają się ją złamać, czasem zapominają, co jest przyczyną (np. tępienie kreatywności i wyuczanie bezradności w dziewczyn(k)ach), a co skutkiem (np. po latach warunkowania nie są tak otwarte i kreatywne w pracy); a co dopiero buce, które odwracają te rozumowanie specjalnie i z mizoginicznym samozadowoleniem.

  6. harkonnen2 / Mar 9 2012 08:31

    Bardzo słuszna notka (napisał facet). Bardzo mi się nie podoba wiązanie takich czy innych umiejętności bądź zdolności z płcią. W swoim dotychczasowym życiu po prostu nie widziałem tego nigdy w ten sposób, a przynajmniej nie pojawiła mi się w mózgu taka ścieżka skojarzeniowa, która doprowadziłaby do wniosku, że zdolności do tego czy innego są powiązane z płcią. Może po prostu dlatego, że moje obserwacje w tym konktekście są ograniczone, ale jedyny wniosek jaki mi się do tej pory potrafił nasunąć to to, że bycie „tłukiem” jest absolutnie od płci niezależne. Ale może to dlatego, że więcej spotkałem różnorakich tłuków płci męskiej? Tak czy inaczej, jak ktoś mówi, że „ty się nie nadajesz bo jesteś kobietą”, to należy owego kogoś pogonić kopniakami.

  7. rilwen1 / Mar 10 2012 00:58

    Madry i wartosciowy wpis, aktualny nie tylko w kwestii dyskryminacji plci — po prostu, zyciowa przestroga i nauka dla wszystkich. Kiedys podobna przekazywali mi o dwa pokolenia starsi, zyciowo doswiadczeni ludzie 🙂

  8. krystyna.ch / Mar 12 2012 16:54

    Mam problem z takimi notkami – nie lubię tej świadomości, że nie mam nic do powiedzenia, bo wszystko, co można było, autor notki powiedział już lepiej, mądrzej i bardziej wnikliwie i wszelkie moje komentarze niepotrzebnie zepsują piękno przekazu. Dlatego podrzucę tylko hasło zaobserwowane u kogoś na transparencie podczas tegorocznej manify, a które wydaje mi się bardzo a propos: „Wolność – oto słowo pani”.

    Dzięki.

Dodaj komentarz